sobota, 20 stycznia 2018

Od Shinaru CD Kagehiry "Zazdrość jest ślepa"


Zastanowiłem się przez chwilę nad tym pytaniem. Jesteśmy sobie przeznaczeni? Raczej nie będę się z nim wykłócał...on w końcu pod tym względem wie lepiej.
- Wiesz? Nie narzekałbym — odpowiedziałem z uśmiechem, gdy cisza stawała się zbyt nieznośna. Nie chciałemby pomyślał, że niezbyt mi się to podoba. W końcu to nie byłoby prawdą. Nie miałem nic przeciwko do tego...w końcu znalazłbym swoje miejsce w tym świece i nie wykorzystywał gościnności króliczej rodziny. Traktowałem ich jak własną, pomagałem ile mogłem, lecz coś mi nie pasowało. Nawet jak osobiście mi tego nie powiedzieli.
- N...naprawdę? - jego rumieniec osiągnął nowy poziom intensywności. Było to nieco zabawne, lecz wstrzymałem wszelkie odruchy.
- Tak. Dzięki tobie znalazłem swoją rolę na tym świecie, wiec jestem ci wdzięczny — spokojnie patrzyłem mu w oczy nie tracąc ciepłego uśmiechu. Skłoniłem się nawet do szczerego ukłonu wyrażającego mój szacunek do jego osoby.
- Sh...Shin nie musisz — pomachał rączkami zakłopotany, a ja już nie dałem rady wstrzymać cichego śmiechu. Wyprostowałem się i poprawiłem grzywnę, by zajmowała to samo miejsce co zawsze...czyli na moim lewym oku.
- Muszę już wracać niestety. Miałem zajść jeszcze po przyprawy dla mojej ...hm... Zastępczej mamy? - Zastanowiłem się przez chwilę czy to nie brzmiało źle — Chyba można ją tak nazwać. Więc wypadałoby zdarzyć do sklepu przed zamknięciem.
- P...przepraszam, że zająłem ci czas. Mogłeś powiedzieć, to byśmy zaszli po drodze i... - nie dałem mu dokończyć kładąc palec wskazujący na jego wargi.
- Nie masz za co mnie przepraszać, nie mówiłem, gdyż nie chciałem nam przeszkadzać, a tak poznaliśmy się nieco - przymrużyłem lekko oczy, lecz nie w geście urazy. - Rozumiesz? Jeżeli chcesz to mogę cię doprowadzić jutro, jak uwinę się z obowiązkami. Przyjdę po ciebie, a jak nie zdążę do obiadu to przyjdź pod króliczą gospodę. -Mrugnąłem do niego zabierając dłoń. Gdy skinął potwierdzająco głowa, poczochrałem jego miękkie włosy i ruszyłem do wyjścia.
Słońce już zaszło, wiec ciemność spowijała okoliczne tereny. Zacząłem się nieco martwić, czy nawet z moim sprintem dotrę, lecz nie pozostało mi nic jak spróbować. Ruszyłem biegiem w stronę miasteczka uważając jednocześnie by nie wywalić się o jakąś przeszkodę. Drogę, która normalnie zajęłaby 15 minut, ja przebiegłem w 6, a co lepsze? Nie czułem zmęczenia....wręcz rozpierała mnie energia. Musiałem w końcu zacząć biegać co rano, lecz zazwyczaj coś, a raczej ktoś mnie powstrzymywał. I ten ktoś na pewno nie działa w grupie i nie jest mała, puchatą kulką.... Tia.
Miałem szczęście, że udało mi się zastać właścicielkę przed drzwiami. Miała już zamykać, ale widząc, że biegałem pozwoliła mi zrobić zakupy. Nie obyło się bez moich podziękowań i gwarantowania, że to się nigdy nie powtórzy ,w końcu przeze mnie nie mogła wcześniej wrócić do domu. Pewnie tam czekała na nią rodzinka albo ktokolwiek inny. Nie uwierzyłbym, gdyby powiedziała, że nikogo nie ma. Jest zbyt miła na to.
Również biegiem zacząłem wracać do króliczego gospodarstwa, by spalić resztę nabytej w dziwny sposób energii. I tak mało to pomogło. Czasami zastanawiałem się ile ja mam w sobie sił, lecz na razie nie poznałem swojego limitu. Może kiedyś zrobię przebieżkę wokół miasta o okolicach? To byłby dobry pomysł w sumie, lecz samemu to będzie nudne jak flaki z olejem. Musiałem kogoś znaleźć do tego.
W domu oczywiście przywitały mnie dzieciaki oraz wyrozumiały wzrok ich matki. Słuchając jednak moich wyjaśnień jej oczy stały się bardziej zaciekawione i łagodne. Chyba zrozumiała, że mam szansę dostać robotę u bóstwa...a raczej już mam ją zagwarantowaną, skoro jestem z nim połączony przeznaczeniem.
- Cieszę się, że zaczynasz się tu dowiadywać - pociągnęła mnie za skrawek bluzy zmuszając bym usiadł na kolanach. Przytuliła mnie do swojego białego futerka i zaczęła powoli, ale czule głaskać. Było to miłe i przyjemne. Nie sprzeciwiałem się nawet. Zanegowałem dopiero wtedy, gdy usłyszałem ciche siorbniecie. Uniosłem wtedy wzrok, by zobaczyć parę łez spływających po jej policzkach.
- S..Shiro? - nieco spanikowałem, mimo że jej uśmiech nie schodził z jej pyszczka.
- Nie przejmuj się tym Shin...to ze szczęścia — zdjęła swoje okulary i wytarła oczy wierzchem łapki — Nie przypuszczałam, że dzieci mogą dorastać tak szybko...choć nie jesteś moim prawdziwym synem i tak jesteś dla mnie ważny — Słuchałem jej słów z szeroko otworzonymi oczami. Po prostu zamurowały mnie. - Dlatego ciężko mi trochę przyjąć, że wkrótce możesz odejść i ktoś inny będzie się Tobą opiekował.
- Shiro... Będę was odwiedzał, jeżeli wszystko dobrze się potoczy i serio stanę się boskim orężem — uśmiechnąłem się ciepło i tym razem to ja ją przytuliłem. Musiałem ją jakoś pocieszyć, póki nikt jej nie widział w tym stanie. Na szczęście szybko wróciła do normalności oferując mi kolację w postaci sałata z marchewką. Nie narzekałem, mimo że nadal brakowało mi mięska.
~~~*~~~
Rankiem wstałem jako pierwszy co było niemałym szokiem dla mieszkańców tego domu. Zastali mnie w ogródku, gdzie zacząłem wypielać chwasty. Wolałem to mieć szybciej za sobą i jeszcze wziąć prysznic przed spotkaniem z Kage, a ten ogródek nie należał do drobnych. Piękne kwiaty już w pełni się rozwinęły, więc przyciągały masę owadów, jak i mini Youkai. Puchate, małe kuleczki latały z kwiatka na kwiatek zabierając pyłek, a zarazem pobierając słodki nektar. Niektóre podczas mojej roboty układały się na moich włosach i po prostu zasypiały. Nic dziwnego, że jak Usagi zauważył mnie z białą kupką na głowie zaczął się śmiać aż do łez. Nie skomentowałem tego w żaden sposób — moją jedyną reakcją było nadymanie policzków i powrót do czynności.
- Panie Usagi...przed obiadem będę musiał wyjść — powiadomiłem go, gdy już uspokoił oddech.
- Jesteś wolny po wypieleniu ogródku i zasadzeniu nowych krzaków róż - wytarł ostatnią łaskę i poprawił słomiany kapelusz, który prawie spadł mu z głowy.
- Hai — zasalutowałem, lecz skończyło się to wpadnięciem ziemi do oka i ponownym ataku śmiechu u gospodarza. Z kim ja tu żyje no. Choć sam się zaśmiałem z własnej nieuwagi.
Robota zajęła mi również więcej czasu niż myślałem. Nim się ogarnąłem w ogrodzie było już południe, lecz tyle pracy było tego warte. Czerwone i białe róże dopełniały ten ogród czyniąc go jeszcze piękniejszym. Teraz pozostało mi tylko się umyć i wyjść. Pobiegłem szybko po czyste ubrania i do łazienki. Gdy powoli się odświeżałem, usłyszałem dzwonek do drzwi. Wątpiłem, że byli to goście do Shiro, więc pozostaje tylko jedna osoba.
- Shin! Do ciebie — Głos kobiety upewnił moje podejrzenia, więc nie zostało mi nic innego jak pospieszenie się. Po paru minutach zszedłem na dół z ręcznikiem na włosach, gdyż musiałem je zaliczyć podczas mycia. Moim oczom ukazał się dość uroczy widok Kagehiry oblepionego czterema króliczkami tulącymi się do jego nóg.
- Dzieciaki, tylko go nie zabijcie - zaśmiałem się opierając o framugę drzwi. Króliczki spojrzały najpierw na mnie, a później na sobie. Świadczyło to tylko o jednym...o zmianie celu swoich tortur. Nim się obejrzałem, cala gromadka przylepiła się do mnie zmuszając do mocniejszego przytrzymania się, gdyż zaliczyłbym glebe — Mnie też noooo....
<Kage?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz