niedziela, 21 stycznia 2018

Od Tyve CD Nexaron'a "Polowanie na lisy"


Nie wiedziałam, że może być jeszcze ciemniej, dopóki coś nie zasłoniło księżyca. Zadarłam głowę do góry, żeby przeklinać na cholerne chmury, tyle że to nie były chmury, z całą pewnością. To coś stało na jednym z dachów i z cichym warczeniem śledziło każdy mój ruch. Cudownie. W chwili, gdy zeskoczyło i zaczęło się zbliżać, myślałam, że serce wyrwie mi się z piersi. Za nic nie chciało się uspokoić. Czyżbym jednak bała się tych krwiożerczych bestii z moich wyobrażeń? Oczywiście, że nie. Ale cóż za ironia, tyle marzeń i wizji, rzeczy i sytuacji, które chciałoby się móc przeżyć w rzeczywistości, a nie tylko w głowie. Tymczasem zrealizowała się jedna z takich idiotycznych obaw, która jest tak głupia, że aż śmieszna.
Górowało nade mną olbrzymie cielsko, monstrum wręcz, z wielką paszczą i jeszcze większymi zębami. Nie mówiąc już o ich zabójczej ilości. Przełknęłam nerwowo ślinę. Mimo wszystko lubię swoje życie takie, jakie jest i wolałabym nie zginąć po raz kolejny w tym właśnie miejscu. Zmrużyłam niepewnie oczy, aby lepiej się przyjrzeć stworowi. Po pierwszych, wstępnych ogledzinach mogłam stwierdzić trzy, jakże istotne fakty; duże, włochate i śliniące się.
Parsknęłam śmiechem, to przecież przerośnięty, gadający kundel. I o to było tyle krzyku i strachu? Zaczynam wątpić w samą siebie - A co to? Taki uroczy piesek zerwał się ze swojej smyczy i zgubił drogę powrotną do domu? Wracaj lepiej, bo twój pan będzie się martwił - zacmokałam wyjątkowo zadowolona. Towarzystwo moje jest z boskiego świata, a to oznacza, że nie jestem już taka bezbronna, jakby się mogło wydawać - A może chciałbyś poaportować? Z wielką chęcią ci porzucam piłeczkę czy patyczek, ale może innym razem, bo teraz niestety żadnego nie mam. Przykro mi - błysnęłam białymi kiełkami w złośliwym uśmiechu - Ale za to, jeśli nie masz pcheł, to mogę cię podrapać za uszkiem. Albo pomiziać po brzuszku - zamiast wyciągnąć rękę, żeby zanurzyć ją w gęstym futrze, założyłam obie na piersi. Wolałabym żadnej nie stracić - A sztuczki jakieś znasz? Siad? A może waruj? Turlaj się? - zasypałam go gradem pytań, nie dając nawet dojść do głosu. No bo w sumie i po co? I tak nie mam ochoty słuchać tego, co ma do powiedzenia, dopóki trzyma te swoje niezliczone zębiska z dala ode mnie i jakimś cudem nie będzie chciał mnie zeżreć, to jest wszystko w porządku. Chyba. Chociaż muszę przyznać, że sama jego obecność jest dość niekomfortowa - Znasz takie pojęcie jak przestrzeń osobista? Jeśli tak, to się cieszę. Jeśli nie, to właśnie poznałeś nowe słowo. No więc zaburzasz ją - mruknęłam niezadowolona, cofając się o krok. Miałam wielką nadzieję, że zostanie tam, gdzie jest i nie zacznie po raz kolejny się do mnie przybliżać. W ogóle mógłby sobie pójść gdzieś, a nie zaczepiać pijane i na dodatek pozornie bezbronne dziewczęta na ulicy. Kolejny krok. I kolejny. Zrobię jeszcze kilka i zacznę biec. Nie, żebym się bała, bo oczywiście, że się nie boję, ale tak jakoś pewniej będę się czuła z daleka od tego wyrośniętego pokurcza. Im bliżej ludzi, tym pewniej, w końcu bydle takich rozmiarów z kilometra będzie widoczne, a ja bez problemu rozpłynę się w tłumie.
Nex?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz