Nie wiedziałam, że może być jeszcze ciemniej, dopóki coś nie zasłoniło księżyca. Zadarłam głowę do góry, żeby przeklinać na cholerne chmury, tyle że to nie były chmury, z całą pewnością. To coś stało na jednym z dachów i z cichym warczeniem śledziło każdy mój ruch. Cudownie. W chwili, gdy zeskoczyło i zaczęło się zbliżać, myślałam, że serce wyrwie mi się z piersi. Za nic nie chciało się uspokoić. Czyżbym jednak bała się tych krwiożerczych bestii z moich wyobrażeń? Oczywiście, że nie. Ale cóż za ironia, tyle marzeń i wizji, rzeczy i sytuacji, które chciałoby się móc przeżyć w rzeczywistości, a nie tylko w głowie. Tymczasem zrealizowała się jedna z takich idiotycznych obaw, która jest tak głupia, że aż śmieszna.
Górowało nade mną olbrzymie cielsko, monstrum wręcz, z wielką paszczą i jeszcze większymi zębami. Nie mówiąc już o ich zabójczej ilości. Przełknęłam nerwowo ślinę. Mimo wszystko lubię swoje życie takie, jakie jest i wolałabym nie zginąć po raz kolejny w tym właśnie miejscu. Zmrużyłam niepewnie oczy, aby lepiej się przyjrzeć stworowi. Po pierwszych, wstępnych ogledzinach mogłam stwierdzić trzy, jakże istotne fakty; duże, włochate i śliniące się.
Parsknęłam śmiechem, to przecież przerośnięty, gadający kundel. I o to było tyle krzyku i strachu? Zaczynam wątpić w samą siebie - A co to? Taki uroczy piesek zerwał się ze swojej smyczy i zgubił drogę powrotną do domu? Wracaj lepiej, bo twój pan będzie się martwił - zacmokałam wyjątkowo zadowolona. Towarzystwo moje jest z boskiego świata, a to oznacza, że nie jestem już taka bezbronna, jakby się mogło wydawać - A może chciałbyś poaportować? Z wielką chęcią ci porzucam piłeczkę czy patyczek, ale może innym razem, bo teraz niestety żadnego nie mam. Przykro mi - błysnęłam białymi kiełkami w złośliwym uśmiechu - Ale za to, jeśli nie masz pcheł, to mogę cię podrapać za uszkiem. Albo pomiziać po brzuszku - zamiast wyciągnąć rękę, żeby zanurzyć ją w gęstym futrze, założyłam obie na piersi. Wolałabym żadnej nie stracić - A sztuczki jakieś znasz? Siad? A może waruj? Turlaj się? - zasypałam go gradem pytań, nie dając nawet dojść do głosu. No bo w sumie i po co? I tak nie mam ochoty słuchać tego, co ma do powiedzenia, dopóki trzyma te swoje niezliczone zębiska z dala ode mnie i jakimś cudem nie będzie chciał mnie zeżreć, to jest wszystko w porządku. Chyba. Chociaż muszę przyznać, że sama jego obecność jest dość niekomfortowa - Znasz takie pojęcie jak przestrzeń osobista? Jeśli tak, to się cieszę. Jeśli nie, to właśnie poznałeś nowe słowo. No więc zaburzasz ją - mruknęłam niezadowolona, cofając się o krok. Miałam wielką nadzieję, że zostanie tam, gdzie jest i nie zacznie po raz kolejny się do mnie przybliżać. W ogóle mógłby sobie pójść gdzieś, a nie zaczepiać pijane i na dodatek pozornie bezbronne dziewczęta na ulicy. Kolejny krok. I kolejny. Zrobię jeszcze kilka i zacznę biec. Nie, żebym się bała, bo oczywiście, że się nie boję, ale tak jakoś pewniej będę się czuła z daleka od tego wyrośniętego pokurcza. Im bliżej ludzi, tym pewniej, w końcu bydle takich rozmiarów z kilometra będzie widoczne, a ja bez problemu rozpłynę się w tłumie.
Górowało nade mną olbrzymie cielsko, monstrum wręcz, z wielką paszczą i jeszcze większymi zębami. Nie mówiąc już o ich zabójczej ilości. Przełknęłam nerwowo ślinę. Mimo wszystko lubię swoje życie takie, jakie jest i wolałabym nie zginąć po raz kolejny w tym właśnie miejscu. Zmrużyłam niepewnie oczy, aby lepiej się przyjrzeć stworowi. Po pierwszych, wstępnych ogledzinach mogłam stwierdzić trzy, jakże istotne fakty; duże, włochate i śliniące się.
Parsknęłam śmiechem, to przecież przerośnięty, gadający kundel. I o to było tyle krzyku i strachu? Zaczynam wątpić w samą siebie - A co to? Taki uroczy piesek zerwał się ze swojej smyczy i zgubił drogę powrotną do domu? Wracaj lepiej, bo twój pan będzie się martwił - zacmokałam wyjątkowo zadowolona. Towarzystwo moje jest z boskiego świata, a to oznacza, że nie jestem już taka bezbronna, jakby się mogło wydawać - A może chciałbyś poaportować? Z wielką chęcią ci porzucam piłeczkę czy patyczek, ale może innym razem, bo teraz niestety żadnego nie mam. Przykro mi - błysnęłam białymi kiełkami w złośliwym uśmiechu - Ale za to, jeśli nie masz pcheł, to mogę cię podrapać za uszkiem. Albo pomiziać po brzuszku - zamiast wyciągnąć rękę, żeby zanurzyć ją w gęstym futrze, założyłam obie na piersi. Wolałabym żadnej nie stracić - A sztuczki jakieś znasz? Siad? A może waruj? Turlaj się? - zasypałam go gradem pytań, nie dając nawet dojść do głosu. No bo w sumie i po co? I tak nie mam ochoty słuchać tego, co ma do powiedzenia, dopóki trzyma te swoje niezliczone zębiska z dala ode mnie i jakimś cudem nie będzie chciał mnie zeżreć, to jest wszystko w porządku. Chyba. Chociaż muszę przyznać, że sama jego obecność jest dość niekomfortowa - Znasz takie pojęcie jak przestrzeń osobista? Jeśli tak, to się cieszę. Jeśli nie, to właśnie poznałeś nowe słowo. No więc zaburzasz ją - mruknęłam niezadowolona, cofając się o krok. Miałam wielką nadzieję, że zostanie tam, gdzie jest i nie zacznie po raz kolejny się do mnie przybliżać. W ogóle mógłby sobie pójść gdzieś, a nie zaczepiać pijane i na dodatek pozornie bezbronne dziewczęta na ulicy. Kolejny krok. I kolejny. Zrobię jeszcze kilka i zacznę biec. Nie, żebym się bała, bo oczywiście, że się nie boję, ale tak jakoś pewniej będę się czuła z daleka od tego wyrośniętego pokurcza. Im bliżej ludzi, tym pewniej, w końcu bydle takich rozmiarów z kilometra będzie widoczne, a ja bez problemu rozpłynę się w tłumie.
Nex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz