środa, 31 stycznia 2018

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Leżałem u siebie w pokoju okryty grubą warstwą koca, rozmyślałem nad odpowiedzią Kushiny, byłem chociaż przyjacielem jakiś postęp, lepiej niż ostatnim razem. Usłyszałem kroki Kushi zacząłem nasłuchiwać jej wejścia, ale ono nie nadeszło, podeszła tylko do drzwi i oznajmiła, że posiłek jest gotowy. Milczałem, chciałem się zapaść pod ziemię, że wziąłem miecz bez jej zdania i doznałem tylu obrażeń, teraz najwyżej mogłem kuleć, chodząc cztery razy wolniej niż reszta. Miałem dosyć tych obecnych ograniczeń, czym szybciej wrócę do zdrowia tym będę się bardziej przydawał mojej boginie. Wstałem z wielkim trudem z łóżka, poprawiłem bandaże, założyłem lekkie ubrania by zasłonić bandaże i nie zacisnąć ich. Otworzyłem wolnym ruchem okno, przeniosłem sobie krzesło by lepiej wyjść przez okienko. Samo wyjście przez okno nie było problemem, ale chodzenie dłuższe trochę tak, dziwnie się czułem chodząc i strasznie mnie bolało, no cóż przyzwyczaję się do tego z czasem. Szedłem przez miasto w kierunku kawiarni, która ostatnio jak pamiętam posiadała jako pracownika Watanukiego. Przez całą drogę miałem kaptur na głowie, niezbyt się mną interesowano na szczęście, ale wreszcie dotarłem do punktu pracy przyjaciela. Wszedłem ko kawiarni pewnym krokiem na tyle ile mogłem, myśląc nad tym trochę się chyba ośmieszyłem, ale nie obchodziło mnie to zbytnio, podszedłem do lady, obecnym przy punkcie był Watanuki nie poznał mnie, więc poprosiłem herbatę waniliową. Sztywnym krokiem poszedłem do stolika i usiadłem czekając na swoje zamówienie, niezbyt długo to trwało, ale Watanuki przylazł i jak zwykle niezbyt pełen życzliwości postawił mi herbatę na stole. Od razu podziękowałem, na moment się zatrzymał, wrócił i dosiadł się do stolika.
-Czekaj, czekaj, ja cię skądś znam.
-Watanuki nie przeginaj.
-Soushi to ty?
-A kto inny?
-Święty mikołaj w cieleniu kitsune?
-Ja ci przyrżnę za niedługo w tą głupią buźkę.
-Dobra gdzie byłeś?-Spytał z ciekawości.
-Zaraz zobaczysz.-Rozsunąłem bluzę i pokazałem część bandaży.
-No to nieźle cię urządzili.
-Chyba urządził.
-To on był jeden?!
-Eh Watanuki prawie zginąłem, daj mi spokój.
-Ale jak to? Przegrałeś z kimś?
-Nieeeee, był jak to można uznać remis.
-Dobra, gadaj co cię dorwało.
Zacząłem Watanukiego tak ogólnikowo opowiadać co się stało ostatnimi czasy, nieźle się nasłuchał, pierwszy raz słuchał bez wtrącania się, nieoczekiwanie zaproponował swoją pomoc w dojściu do zdrowia, błagał mnie jakiś czas przyrzekając na wszytko, miałem dosyć tych jego obietnic, zgodziłem się. Zaczekałem na Watanukiego, który miał zaraz przyjść z zaplecza, moje oczekiwanie wydłużało się chyba w nieskończoność, ale przyszedł. Wstałem, wziął mnie pod ramię i tak pomógł dojść do świątyni, czułem wzrok niejednej osoby na sobie, było to okropne uczucie, jakoś musiałem to znieść. Watanuki odstawił mnie do drzwi i zmierzał w drogę powrotną do miasta, prawdopodobnie chciał się jeszcze gdzieś szwendać. Otworzyłem drzwi, od razu usłyszałem tuptanie po podłodze, i prawdopodobieństwo wkurzenia Kushiny wynosiło teraz dziewięćdziesiąt dziewięć procent.
-Gdzie ty w takim stanie łazisz?!-Krzyknęła na mnie.
-Przepraszam, ale załatwiałem sobie małą pomoc.
-Niby jaką?
-Pewna osoba ma przychodzić codziennie i pomóc mi dojść do zdrowia.
-Zobaczymy jak na tym wyjdziesz, a tak poza tym kto ci pozwolił wziąć miecz?
-Przepraszam, ale musiałem na wszelki wypadek gdybyś była w niebezpieczeństwie. 
-Wybaczam, a teraz idź coś zjedz bo możesz zasłabnąć.
Zrobiłem tak jak moja bogini kazała, zjadłem posiłek wróciłem do pokoju i odpoczywałem, poczułem się senny, cała wcześniejsza energia jakby znikła, pragnęłam zasnąć i trafić do krainy snów. Powieki same mi się zamknęły, jedyne co teraz widziałem to ciemność, która nie trwała długo, po chwili ujrzałem światło, które zaczynało wyglądać jak sufit mojego pokoju, otworzyłem szerzej oczy i lekko się rozbudziłem, ale nadal byłem zaspany. Każdy ruch przyprawiał mnie o nagły porażający ból, który po chwili znikał niespodziewanie, po przyzwyczajeniu się do bólu jakoś udało mi się wstać i pójść do kuchni nadal kulejąc, ujrzałem Kushinę szykującą kanapki, podszedłem cicho do niej, dyskretnie wsunąłem rękę pod jej ramię, zwinąłem kanapkę i pośpiesznie uciekłem z miejsca mojej zbrodni. Momentalnie się odwróciła i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym rozczarowania, ja się tylko chytrze uśmiechałem, że udało mi się coś zdobyć, czułem się jak pies, który ukradł rzeźnikowi pęto kiełbasy. Usiadłem przy stole i oczekiwałem na resztę posiłku, trochę się naczekałem, ale dostałem mniejszą porcję, chyba zasłużyłem sobie tą kradzieżą, musi być lekko oburzona, trochę mnie to bawiło, ale i smuciło jednocześnie. Nienawidziłem jej gniewu, ale czasem dodawał jej uroku. był taką przyjemną odmiennością od normalności. Poprosiłem Kushinę o zmianę bandaży, zgodziła się, szybko i sprawnie to zrobiła jak zwykle, nie wiem  w sumie jak sobie radziła jak byłem nieobecny, to było trochę ciekawe, ale nie chciałem w to zbytnio wnikać. Watanuki miał przyjść gdzieś tak pod wieczór, więc teraz musiałem czymś zająć czas, spać mi się nie chciało, to oznaczało, że trzeba trochę spędzić czasu z Kushi. Patrzyłem na nią wzrokiem pełnym nieufności i podejrzliwości.
-Czego się patrzysz Soushi?
-Nie oddam ci katany już nigdy.
-Wszystko może się zdarzyć, a jeśli coś przeskrobiesz to znów ją zabiorę, tylko tym razem jej nie odzyskasz i nie znajdziesz.
-Czy ty planujesz ją zniszczyć lub sprzedać?
-Możliwe.-Spojrzała na mnie z złośliwym uśmieszkiem.
-Ranisz mnie.
-No chyba nie.
Podszedłem do Kushi, złapałem ją za rękę, ciągnąłem ją w stronę z sofy, miałem plan idealny, wykorzystam ją w najbardziej możliwy sposób, poczułem się jak zły bohater z bajek jakiś. Poprosiłem Kushinę o podrapanie, jakbym sam próbował tam sięgnąć wynikiem takiej próby byłoby tylko skulenie się z bólu. Stanowczo odmówiła niestety na moją prośbę, zostało mi zaproponować by przyniosła szklankę herbaty, to nawet z chęcią zrobiła, wiedziała o tym, że niezbyt wezmę szklankę w ręce i zacznę iść, to się równało z ogromnym bólem, który zostałby nawet na dłużej niż pozostałe. Wypiłem herbatę przyniesiono przez Kushi i w mojej głowie pojawił się genialny pomysł pójścia z nią na zakupy, sam zbytnio nie przejdę, więc będzie musiała mi pomóc chodzić, kulenie nie jest przyjemne, zwłaszcza jak inne ciała też cię bolą. Kushina wzięła ode mnie filiżankę, podeszła do zlewu, umyła i położyła na suszarce, następnie wróciła do mnie i usiadła obok, czułem lekko presję z jej strony i nieprzyjemną ciszę, która właśnie trwała, raz kozie śmierć jak to mówią. Złapałem delikatnie Kushi za rękę i spojrzałem jej w oczy, od razu chciała ją wziąć spodziewając się czegoś, ale usztywniłem lekko chwyt, kosztował mnie niemało wysiłku i bólu.
-Kushino pójdźmy teraz razem na zakupy, ładnie proszę.

Kushina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz