poniedziałek, 22 stycznia 2018

Od Tyve CD Nexaron "Polowanie na lisy"


Co za chory pojeb! Czy ja mu coś zrobiłam? Oczywiście, że nie. Miło porozmawialiśmy sobie, pożartowaliśmy i pośmialiśmy się, a ten od razu z zębiskami się rzuca. Otumaniona próbowałam się podnieść, ale niestety całe pogruchotane ciało odmówiło mi posłuszeństwa. czułam jak drżące ręce uginają się pod moim ciężarem. Nie mówiąc już o kostce, która była jedną krwawą miazgą. Przecierając twarz czułam pod palcami gęstą ciecz. Krew. Tam też jestem poharatana?  Zacisnęłam szczęki i spróbowałam jeszcze raz. Spięłam wszystkie mięśnie i włożyłam jeszcze więcej wysiłku w dźwignięcie się.  Tym razem jakimś cudem udało mi się. Podpierając się o sąsiednią ścianę podniosłam się do pionu. Przy każdym oddechu czułam niewyobrażalny ból w klatce piersiowej, nie zdziwiłabym się gdybym miała połamane żebra. Spuściłam uszy po sobie, a ogon wlekłam po ziemi kierując się w stronę centrum. Do domu, tylko i wyłącznie do domu. Ale najpierw się napić, chciałam chociaż trochę zniwelować ból oraz zapomnieć o całym zajściu.
Gdy doszłam, chociaż bardziej to dowlekłam się do głównej drogi zastanawiałam się co dalej.  W stanie w jakim się znalazłam nie było możliwości, abym sama wróciła do boskiej krainy. Nie miałam też pieniędzy, żeby pójść spokojnie się napić i odreagować. Zaklęłam szpetnie pod nosem, Tyve myśl co teraz, myśl. Co prawda ludzie to idioci, jednak nie interesują ich pośledniej jakości plotki, a już zwłaszcza nie dotyczące ich samych. Takim sposobem nie miałam więc szans zarobić paru groszy.  Zwiać bez płacenia też raczej nie miałam szans, nie z praktycznie przegryzioną nogą. Jeśli jeszcze raz natknę się na tego zapchlonego kundla, to tak go urządzę, że miesiąc się nie ruszy. Pchlarz popamiętam mnie raz na zawsze, tak, że się już nigdy do mnie nie zbliży bardziej niż na odległość rzutu kamieniem. Albo naostrzonego badyla.
Pojedynczy ludzie mijając mnie na ulicy i lustrowali mnie dokładnie. Bądź co bądź młoda kobieta z lisimi uszami i ogonem wlecze się po chodniku, na dodatek wygląda jakby miała właśnie spotkanie trzeciego stopnia z tirem. Wyjątkowo się nie mylili, co prawda nie była to ciężarówka, ale podobnych rozmiarów zawszony sierściuch. Cholerny, zawszony kundel.
Przy kolejnym ciekawskim przechodniu nie wytrzymałam - I na co się gapisz? - warknęłam niezbyt przyjemnie do niego zagradzając mu drogę swoim drobnym ciałem. Na jego tle wyglądałam niczym mrówka, co prawda po dzisiejszym dniu powinnam mieć nauczkę, żeby nie zaczynać z większymi, ale gniew skutecznie pobudzał wściekłość. Adrenalina najwidoczniej dalej działała, chociaż czułam, że serce się już nieco uspokoiło.  Chłopak,  a raczej mężczyzna przyglądał mi się uważnie. Tak szczerze mówiąc to było co podziwiać, gigantyczna krwawa plama z kłębkami sierści w okolicach uszu i ogona.  Cudowny widok, naprawdę warty zapamiętania - Czy to takie dziwne? Może tak lubię - mruknęłam i odgarnęłam niesforny kosmyk włosów, który za cel obrał sobie moje prawe oko. Mimo agresywnej postawy czułam, że z każdą chwilą opuszczają mnie siły i jeszcze chwila, a stracę przytomność, ubytek krwi i takie tam głupoty. Jak gdyby ktoś, kiedyś zwracał na to uwagę. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę, białe, długie włosy, wysoki jak nie wiem co i lekko pochylony. Westchnęłam głęboko, i żeby się uspokoić zamknęłam oczy. Policzyłam do dziesięciu i po raz kolejny odezwałam się do białowłosego - Mógłbyś zaprowadzić mnie do jakiegoś baru czy coś? Pić mi się chce - moja duma właśnie upadła i ryła o dno. Jak nisko musiałam się stoczyć, żeby prosić o pomoc obcego faceta i to na dodatek człowieka? Plusem jest to, że żadne z bożków i ich przydupasów nie widzi mnie w tej chwili w tym opłakanym stanie. Nie jeden miał by z pewnością niewyobrażalną satysfakcję, a ja jej im nie mam najmniejszego zamiaru absolutnie dawać. W końcu jestem Tyve, aktualnie nieco pokiereszowana i poobijana, ale cały czas Tyve.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz