poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Po nagłym wybuchu złości z strony Kushiny,poczułem się odrzucony i przygnieciony jej negatywnymi emocjami.Żadne komplementy i bycie miłym nie pomogło,postawiła twardo,że nie życzy sobie czegoś takiego,ustanowiła dystans pomiędzy nami.Atmosfera w świątyni była niezręczna,zamknąłem się w sobie i wracałem powoli do najlepszego momentu swojego życia ,którym był szkolenie się u mistrza.Kupiłem w mieście kukłę,postawiłem ją niedaleko świątyni i zacząłem ćwiczyć.Całymi dniami i nocami przesiadywałem na zewnątrz,wracałem do świątyni tylko by przyrządzić dla niej posiłek,nawet się nie odezwałem widząc ją,nie mogłem powiedzieć jej co teraz czuję,ona nawet nie odzywała się do mnie zbytnio,była szorstka i stanowcza.Nie martwiła się mną ani trochę,jak nie wracałem w ogóle na noc bądź nie bywałem w świątyni,teraz w głowie miałem tylko wspomnienia swoich lat za życia,które starałem powtórzyć w teraźniejszości.Pamiętałem głos mistrza,był z chrypą i często radosny,dodający otuchy i pewności siebie.Po kilku dniach wybrałem się w nocy do baru,piłem przy barze drinka spokojnie,dosiadł się do mnie jakiś masywny chłop,który zapewne szukał rozrywki.
-Co Soushi?-Spytał śmiejąc się.-Gdzie masz tą swoją boginię?Opuściła cię?
-ZAMILCZ!-Powiedziałem stanowczo.
-Bo co?-Zachichotał głośno.-Zabijesz mnie?Ty nie jesteś tym dawnym Soushim,który zabija dziko i cicho.
-Daj mi spokój chłopie.-Westchnąłem.-Przyszedłem się w spokoju napić.
-Ty i picie?-Ryknął.-Od kiedy?
-Od życia na tamtym świecie,wiesz?-Odpowiedziałem.
-Jak ty życia nie miałeś.-Zaśmiał się jak koń.-Ty tam byłeś jakimś lalusiem,który siedział w domu i wszystko miał na srebrnej tacy.
-Na srebrnej tacy?-Spytałem z zaciekawieniem.-Ten tu laluś może cię i twoją moc pokonać wyłącznie mieczem.
-Spokojnie panowie.-Uspokajał barman.
-Ha! Jak taki pewny siebie to wyjdźmy na zewnątrz.-Zaśmiał się i momentalnie wyszliśmy z baru.
Stałem w kole stworzonym przez obserwujących i koleżków tego typa.Mój przeciwnik nie używał broni od razu chciał walczyć,patrzyłem na niego z pogardą i spokojem.Wybrany z tłumu sędzia doliczył do 10 i się zaczęło,chłop od razu użył mocy na sobie,którym było o dziwo stworzenie pancerzu z ziemi pokrywającego większość jego ciała.Przypominał częściowo nosorożca,też posiadał róg jak on,nic nie zrobiłem tylko obserwowałem,momentalnie zaszarżował na mnie z pełną prędkością,w ostatniej chwili przeskoczyłem mu przez ramię robiąc obrót i tnąc mieczem nie opancerzony punkt,przeciąłem płytko jako ostrzenie,w miejscu przecięcia powstała mała rana,niezbyt cieknąca krwią.Mój przeciwnik wkurzył się po nie trafienia mnie atakiem,nawet się nie zorientował,że doznał obrażeń jakiś dopóki nie pociekła mu krew po ciele.
-To jest tylko ostrzeżenie.Powiedziałem wzrokiem pełnym pogardy do chłopaka.
Tłum był zdumiony tym co się wydarzyło,ale nadal było pełno napięcia w powietrzu bo chłopak chciał się zemścić za wszelką cenę.
Skupił swój cały pancerz wokół twarzy,szyi i części klatki piersiowej wzdłuż prawej ręki.Natychmiast skoczył na ścianę i odbił się w nią próbując dosięgnąć mnie jednym cięciem ręki,nie raz widziałem jak akuma próbuje coś podobnego więc wyskoczyłem lekko w górę i zrobiłem obrót w powietrzu i stanąłem na plecach przeciwnika jednocześnie wbijając go w ziemię.
-Ty łajzo,ty uznajesz siebie za chowańca?!-Wybuchłem oburzeniem.-Byle akuma może cię zabić a potem bóstwo,kto chce bronić jego honor zapraszam z chęcią,możecie nawet w grupach.
Kilku chłopaków popatrzyło po sobie i wyszło z tłumu.Od razu zaczęli od aktywowania swoich mocy.Jeden posiadał pancerz złożony z magmy,a jeszcze inny przyzywał elektryczny bat.Momentalnie się wszyscy na mnie rzucili,parowałem każdego ataki po kolei mimo to,że atakowali razem,trzymałem lewą rękę z tyłu trzymając tylko prawą miecz.W moim kierunku leciało tornado a walczący zemną chłopaki natychmiast się odsunęli. Wymierzyłem jedno cięcie w tornado i wszedłem w środek,gdzie znajdował się martwy punkt każdego z tornad i huraganów.Szedłem razem z tornadem utrzymując tempo,po kilku sekundach minęło,a mnie otoczyli wszyscy chłopacy.Zaatakowali wszyscy na raz,odparowałem ataki 7 z przodu,ale pozostali już wymierzali z tyłu,zrobiłem przewrót w tył przeskakując moich przeciwników atakujących w plecy,każdemu z nich wymierzyłem poziome przecięcie ubrań na plecach.Żaden się nie poddał,walczyli zacięcie,ale ja poruszałem się niezwykle dziwnie niewyczuwalnie,to był mój dawny styl ruchu,którego rzadko używałem.Powaliłem wszystkich ciosem lewą ręką w kark,wszyscy padli prawie jednocześnie.Dałem sobie spokój z dalszą walką,poszedłem w stronę świątyni a konkretnie miejsca,gdzie przesiadywałem całymi dniami i nocami.Ujrzałem Kushinę biegnącą ku mnie,pomyślałem,że już się na mnie nie gniewa.Jednak byłem w ogromny błędzie,zamiast dostać słowa wybaczenia,dostałem soczystego liścia w twarz.

Kushina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz